wtorek, 26 sierpnia 2008

23.08. - Kierunek: poludniowy koniec Europy.


Ver mapa más grande

Chyba nie trzeba wspominac ze wstalismy wczesnie. Zaraz po rozpieciu spiworow uslyszelismy ten strasznie wkurzajacy pyrkot tak popularnych tu skuterow (polowa pojazdow na tutejszych ulicach to wlasnie te diabelskie maszyny - nawer policja na nich jezdzi :/ ). Zatrzymal sie pod wzgorzem na ktorym spalismy, nastepne dzwieki to brzdek szkla uderzajacego o szklo i odjezdzajacy skuterzysta - eh szkoda gadac :/
Po zakupach w dopiero co otwartym SuperSol, zjedlismy romantyczne sniadanie (czyli bagietke z nutella ;P) z widokiem na ocean.
Po krotkim spacerze i kolejnym udanym hiszpanskojezyczny wyzwaniu Uli tj. kupieniu chusteczek, wyladowalismy na miejscowce idealnej:) Zaraz za rondem wiec samochody nie pedza, z duzym poboczem wiec maja sie gdzie zatrzymac no i z cieniem wiec siedzacego nie grzeje:) Nie czekalismy dlugo. Do pieknego Vejer, jednego z tzw. bialych miasteczek, polozonego na malowniczym wzgorzu, zabral nas mlody chyba reporter (mowil typowo andaluzyjskim czyli niewyraznie i bez koncowek) zmierzajacy do Kadyksu. Wysadzeni w centrum nie moglismy sie nadziwic jak waskie sa tu uliczki i jak cudownie byloby tu zostac na pare godzin, niestety nie mamy czasu - Tarifa (i plaza!) czeka.
Droga w dol, zakonczona na parkingu przydroznej restauracji okazala sie duzo krotsza niz poczatkowo przypuszczalismy. 10/15min stania i zatrzymuja sie dwaj amerykanscy wojskowi na przepustce. Na codzien stacjonuja w pobliskiej bazie w Rocie a dzis zmierzaja do Maroka. Nauczylismy ich "na zdrowie" i "czesc" a oni wysadzili nas zaraz pod campingiem (plaza jako miejsce snu odpadla z powodu niewygody piasku i lotnych kontroli policji szukajacych przemytniczych lodzi z Afryki). Pokrazylilismy troche po terene campingu w malym towarowym quadzie z usmiechnietym panem wlascicielem, az w koncu odnalezlismy nasz skrawek (od dzis polskiej ;) ) ziemi. Nie zastanawiajac sie dlugo uderzylismy nad ocean, ktory mimo ze czystszy to jednak troszke zimniejszy niz w El Puerto - ale nie narzekamy ;P Do miasta bylo niestety az 7km i wyprawa do niego w poszukiwaniu cieplego obiadu (w srodku siesty) nie byla dobrym pomyslem:( skonczylo sie na zakupach w spozywczym i kanapkach z twarozkiem no i biegu z powrotem na camping bo recepcje zamykaja o 22gej a nasze plecaki czekaja na zapleczu. Pedzac droga (waska plaze pewnie zalal juz przyplyw) proforma wyciagamy palce - a nuz ktos sie zatrzyma. Mloda Hiszpanka podwiozla nas 800m, moze 1km, i to nadrabiajac drogi, tylko dlatego ze chciala zabrac autostopowiczow :) Postawa wrecz niewiarygodna wsrod Hiszpanow uczonych na kursach prawa jazdy, ze autostop jest bardzo niebezpieczny. Mamy nadzieje ze inni wezma z niej przyklad.
21:55 - odbieramy plecaki i rozkladamy karimaty - ufff zdazylismy...

Kuba

Brak komentarzy: