czwartek, 4 września 2008

29.08. - Wyzwanie


Wyświetl większą mapę

Ostatecze nigdzie nie poszlismy, Asif wychodzil a zapasowe klucze do mieszkania gdzies wsiakly.
Poranek przywital nas poznym switem wiec moglismy sobie przedluzyc spanie az do samej 8mej :]
Bagietka w piekarni, kilka odpowiedzi w informacji turystycznej, autobus na odpowiednie obrzeza Granady i znow zaczynamy 10cio minutowe dyzury na (najprawdopodobniej) jednej z najlepszych miejscowek w Hiszpanii. Przed nami najwieksze (choc moze "najdluzsze" pasowaloby tu bardziej) stopowe wyzwanie tej wyprawy - 420km stopa z powrotem do Madrytu.
Mimo ze kierowcy nie pedza (jeszcze), maja sie gdzie zatrzymac (wreszcie) i wiekszosc z nich jedzie w namalowanym na naszej kartce kierunku (na pewno) to wyjazd z ostatniego bastionu Arabow w zachodniej Europie zajal nam ponad 1,5h :o
Zatrzymalo sie dwoch (zapewne) robotnikow - Hiszpan i Marokanczyk. Pierwszy mowil najbardziej niewyraznym hiszpanskim jaki tu (i pewnie w ogole) slyszalem a drugi dzis pierwszy raz w zyciu uslyszal o kraju nazwanym "Polska". Mimo usilnych staran kierowcy zeby podtrzymac rozmowe, oboje czulismy sie (po raz pierwszy) w tym aucie jakos niepewnie. Zapewne ci dwaj to uczciwi i ciezko pracujacy ludzie ale podrozujac stopem trzeba (i dzieje sie to nawet troche samo) zaczac zwracac uwage na pozory i przeczucia.
Za rada Hiszpana wysiedlismy na stacji benzynowej 20km przed Jaen, pozniej nie byloby szans ze wzgledu na predkosc jadacych samochodow. Jako ze nie moglismy liczyc ze ktos sie tu zatrzyma, pytania "Perdone, a donde va usted?" albo "Perdone, va usted a Madrid?" powtarzaly sie przez kolejna godzine. Czujac sie troche jak akwizytorzy tanich odkurzaczy z wada produkcyjna, podchodzilismy do kolejnych samochodow. Coraz czesciej slyszane "Voy a Jaen..." albo "Si vamos a Madrid pero el coche esta completo" powoli nas dobijaly, wiedzielismy ze z kazda godzina ryzyko niedotarcia do stolicy na czas, rosnie...
Na stacje podjezdza srebrny Peugot 407 - minute pozniej biegne/lece do Uli z wielkim usmiechem i radosna informacja - jedziemy do Madrytu! Po chwili iedzielismy juz w pieknej "rybie" (to auto na prawde tak wyglada) mknac w strone stolicy. "Mknac" to dobre okreslenie bo mkna blyskawice a my dzis pobilismy nasz rekord predkosci na ladzie - 155km/h :O Szklany dach, nieagresywna klimatyzacja (wielki plus), dobry kierowca (jeszcze wiekszy plus) i wyjatkowo dobra muzyka - po raz pierwszy podczas tej wyprawy moglismy posluchac w samochodzie czegos innego niz przebojow hiszpanskiego lata.
390 km zrobilismy w 3,5h (czyli srednio 110km/h). Szybka podroz metrem i znow jestesmy u Lore i Miguela :) Dwoje CSerow ze Slowacji, z ktorymi w 6tke mielismy zjesc na miescie kolacje nie pojawilo sie do pozna wiec zostalismy w domu dzielac sie z gospodarzami wrazeniami z podrozy.

Kuba

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

no, nareszcie, tylko jeszcze o docieraniu do Krk trza cos napisac! a my czekamy z ef na druga czesc zdjec! na te czesc po koniu :)
buziaki :*