wtorek, 12 sierpnia 2008

10.08 - wiatraki, samoloty i herbatka w ogrodzie

Ale nie! Dzien dopiero sie zaczyna :D Paul pojawil sie punktualnie, to nasz samolot przylecial wczesniej. Tez przyszedl z kartonem z naszymi imionami i radosnie nas przywital, ale troche zrzedla mu mina jak sie okazalo, ze musi z nami po angielsku rozmawiac, nie po niemiecku ;) jednak moze to i dobrze, zwazywszy na to, co nam po chwili opowiedzial... Okazalo sie, ze byl na lotnisku dzien wczesniej o tej samej porze, bo... mnie zawsze mylilo sie Samstag z Sonntag... ;P wyszlo jednak na plus, bo wczoraj musialby isc do pracy a tak spedzil czas z nami.
Krotko mowiac - lepszego hosta sobie nie moglismy wymarzyc! Dostalismy wlasny pokoj (w ktorym btw miescila sie mala silownia i sauna), a po godzinnej drzemce zaoferowal niedzielne sniadanie z jego rodzina... Nastepny punkt "programu" to wycieczka - krotki spacer po jego miasteczku (Löwenscheid - tylko 300 mieszkancow!), a potem samochodem w doline rzeki Mosel, pelnej winnic i romanskich zameczkow. Przeszlismy sie po dwoch pieknych miasteczkach - Zell i Cochen, ktore owszem, byly pelne turystow, ale mimo to nie stracily swego uroku.
Okolica pelna jest nie tylko winnic, ale i wiatrakow!!! Zafascynowani wpatrywalismy sie z Kuba w wielkie ramiona, az nagle zatrzymalismy sie samochodem pod jednym z nich :D host sprawil nam nie mala radoche ;)
Po powrocie do domu zjedlismy zostawiony nam w piekarniku Auflauf, a wieczorem przyszli znajomi Paula i siedzielismy na zewnatrz przy herbacie. Rozmowa krecila sie wokol tematu ich podrozy do Dubaju i Omanu, wiec to wcale nie my jestesmy szaleni chcac stopowac w Hiszpanii ;)
Znajomi wyszli ok.23.30, ale nie, MY bysmy poszli od razu spac??? ;) Wsiadamy do samochodu i jedziemy na pobliskie wzgorze ogladac ladujace samoloty!!! :))) Bylo pieknie, stalismy zaraz pod plotem odgradzajacym nas od pasa lotniska... Wielki huk i kolorowe swiatelka na spodzie samolotu :) Pieknie :)
Usatysfakcjonowani i pelni wrazen wrocilismy do domu i nie mielismy zadnego problemu z zasnieciem... :) Pierwszy raz skorzystalismy z Couch Surfing jako goscie i poprzeczka zostala postawiona baaaaardzo wysoko ;)

Ula

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

brzmi jak scenariusz całkiem dobrego filmu przygodowego;) albo jeszcze lepiej: kino drogi;)

Marek

Anonimowy pisze...

no no, samstag, sontag, niezle :) a ja chcialabym te samoloty na wlasne oczy i uszy! :*