sobota, 16 sierpnia 2008

15.08. - Do imperium zielonych pomaranczy I


Wyświetl większą mapę

Dzisiejszy dzien podzielil sie na dwie czesci: stopowa i cordobanska...

I - Pizama, Fernando i I wanna see you sweat

Po nocnych wojazach dziewczyny wstaly punktualnie o 9tej i mimo ze Luci byla nadal w pizamie, to wszyscy bylismy juz gotowi do drogi. Uzaleznienie (moje zeby nie bylo;) ) od kawy zatrzymalo nas jednak w domu jeszcze na 30min.
Po krotkim poszukiwaniu otwartego sklepu, (bo przeciez Hiszpanie dzis swieduja) zakonczonym na stacji benzynowej, dziewczyny podrzucily nas na wylotowke Toledo w strone Ciudad Real. Calkowicie nie wierzyly ze uda nam sie cokolwiek tam zlapac a co dopiero dotrzec do Cordoby. Fernando, emerytowany lacznik hiszpanjkiej TV ze swiwtem (czyli stacjdmi zagranicznymi), zatrabil na nas jeszcze zanim zdazylismy sie na dodre rozlozyc przy drodze. Usmiechniety staruszek, ktory nigdy nie zrezygnowal z czerpania z zycia, powiozl nas swojau Laguna do samego Ciudad Real czyli jakies 100km. Siedzac z przodu, w przeciwienstwie do Uli, wiedzialem jak bardeo Fernando dociska prawy pedal do podlogi. Jak sie pozniej okazalo, bez wzgleda na kierowce, samochod czy nawat droge, srednia predkosc nie schodzi w Hiszpanii popizej 110km/h. W drodze przez Krulewskie Miasto natknelismg sie na przygotowania do festynu. Mlodzi i starzy, mezczyzni i kobiety, rodziny i kawalerowie - wszyscy ubrani w piekne tradycyjne stroje i dosiadajacy niespokojnych iberylskich rumakow. Na znak wszyscy ruszyli w jednym kierunku wiec rowniez na nas pora.
W Oplu Vectr'ze z hiszpwnskim malzenstwem ruszylismy w strone Puertollano. Z kazda minuta nasz hiszpanski byl lepszy i lepszy, poddalismy sie dopiero gdy gornicze miasteczko przypomnialo naszemu kierowcy o "Solidaridad" i "Leczu Waesie".
Najciezsza przeprawa czekala nas jednak na pustej drodze 50 km za Puertollano. Trzy pasy i prosta necily kierowcow zeby docisnac pedal do oporu. Zatrzymal sie dopiero mlody robotnik w dostawczym Tranzicie wypelnionym hiszpanskim techno. Nieustajace "I wanna see you sweat" rozsmieszalo nas jeszcze dlugo pozniej w Cordobie.
Ula pro forma (bo jeszcze nie bylismy nawet calkiem gotowi) machnela na pierwszy czy drugi nadjezdzajacy samochod i to wlasnie syn wiozacy mame, dowiozl nas do miasta.

Dalszy ciag dnia wkrotce...

Kuba

Brak komentarzy: